środa, 27 sierpnia 2014

:))

Ktoś coś ? :)
Z tb zawsze i wszędzie :*

niedziela, 24 sierpnia 2014

Bezpieczeństwo ?

~Ares~

-Mamo ale ja sobie dam rade z tobą -powiedziałem wyrywajac sie z jej uścisku probując zaprowadzić mnie do budynku
- Nie, wole abyś poduczył sie swoich mocy wtedy do mnie wrócisz i pomścimy ojca
-a jak i Ciebie stracę ? -pwoeidziałem wkońcu wyrywajac sie jej
-eh-uklekneła przedemna -obiecaj mi ze bedziesz sie tu uczył ...
-nie...-przerwałem jej-nie zostawie Ciebie
-Synku -wstała i przytuliła mnie-chodź
weszlismy do budynku i mama weszla do sekretariatu
stałem przed drzwiami i slyszalem tylko kawalek rozmowy 
" prosze go pilnowac" matka wyszła i dała mi klucz
-bede za tobą tesknić. ale teraz musze iść załatwić te sprawe
juz nie mialem siły sie z nią kłócić
-dobrze. ale ty tez mi obiecaj ze wrocisz.
-obiecuje -powiedziała i wybiegla
wszedłem do korytrzu szukając pokoju.

~Aqua~
Błąkałam się po korytarzu całkiem sama. Nagle ujrzałam nieznajomą twarz. Podeszłam do nowej osoby.
- Witam. -Uśmiechnęłam się do chłopaka.
chłopak nie wygladał na zadowolongo
-Hej-odpowiedział ponuro

piątek, 15 sierpnia 2014

Zamęt

~Sydney~
John wyszedł z mojego pokoju, a ja rzuciłam się na łóżko i wtuliłam się w poduszkę. Już sama nie wiedziałam co się ze mną dzieje potrzebowałam jego obecności i wsparcia ale nie potrafiłam jej zaakceptować. Wzięłam szkicownik i zaczęłam rysować. Po jakimś czasie sama nawet nie wiedząc narysowałam Johna. Popatrzyłam się na rysunek z żalem na sercu. Co jest ze mną nie tak? Dlaczego odrzucam wszystkich dookoła? Czuje się okropnie. Weszłam do pokoju Johna.
- Przepraszam - powiedziałam do chłopaka
- Nie gniewam się. -Powiedział i od razu podszedł i mnie przytulił.
- Nie wiem co się ze mną dzieje. - powiedziałam
- Będzie dobrze. Jesteś silną dziewczyną, dasz sobie z tym radę. A ja będę przy tobie.
- Dziękuje -przytuliłam się do niego
- Nie ma za co. Kocham cię i zrobię dla ciebie wszystko. Pamiętaj.
Pocałowałam go starając się zatopić w tym pocałunku wszystkie smutki i zwątpienia.
Odwzajemnił mój pocałunek i przytulił mnie trochę mocniej.
Odsunęłam się od niego i usiadłam na łóżku.
- Trochę lepiej się czuje - uśmiechnęłam się do niego.
- Cieszę się. -Powiedział z uśmiechem na ustach i usiadł obok mnie.
Zarzuciłam nogi na jego kolana i przytuliłam się do niego.
Obejmował mnie, uśmiechając się delikatnie.
- Wiesz co? Stęskniłam się za wami - powiedziałam
- My za tobą też kochanie.
Pocałowałam go tym razem mocniej niż wcześniej.
Odwzajemnił pocałunek... A ja położyłam ręcę na jego plecach i zaczęłam wtapiać się w jego objęcia jednocześnie nie przerywając pocałunku.

Odwiedziny

~Anges~
Siedziałam w pokoju wpatrując się w obrazek. Nagle poczułam coś dziwnego. No to chyba jakieś żarty... Ciekawe kto śmie mnie nachodzić na ziemi...
Po chwili koło mojego łóżka pojawiła się dziewczyna o kruczoczarnych włosach i delikatnie świecących, zielonych oczach.
- Czego chcesz? -Zapytałam od razu.
- Oj no wiesz? Tak nieładnie się do mnie odnosić? Przyszłam sprawdzić jak sobie radzisz.
- Jak widzisz świetnie. Jest wprost zajebiście.
- No właśnie widzę, że sama siedzisz. Co się stało, jednak nie tak łatwo?
- Dam sobie radę, nie martw się.
- Oczywiście. Ale spokojnie, wszystko już naszykowane. I tak wszyscy wiemy, że ci się nie uda. Za dokładnie 10 miesięcy staniesz się własnością samego Lucyfera. No proszę cię, przed czym ty uciekasz? Będziesz miała zapewnione piękne życie. Dziewczynko, dobrze ci radzę, zastanów się. Przecież możesz teraz wrócić ze mną.
- Nie, nie zamierzam z tobą wracać. I wypier***** z mojego pokoju jeśli ci życie miłe!
- Ojej, przyszła królowa piekieł się denerwuje. -Zaśmiała się.
- Nie będę żadną królową piekieł, jeśli chcesz, to weź sobie to stanowisko. Mam swoją szansę i zamierzam ją wykorzystać. Znajdę swoją miłość. Nie zamierzam tam wracać. Za gorąco tam.
- Śmieszna jesteś. -Powiedziała i po chwili zniknęła w kłębach dymu.
Wyszłam z pokoju, ponieważ było to jedyne miejsce, w którym ktokolwiek z piekieł mógłby mnie szukać. Nie poszłam daleko, jedynie oparłam się o drzwi, po ich zewnętrznej stronie i powoli osunęłam się na ziemie.
Było mi słabo i chciało mi się płakać. Nie mogę tam wrócić... Nie mogę. Oparłam głowę o kolana i zaczęłam cicho nucić, żeby się uspokoić.
Nagle podszedł do mnie jakiś chłopak.
- Ej co ci jest? - zapytał
- Miałam nieprzyjemną wizytę... -Powiedziałam cicho.
- Rozumiem. Ty jesteś Agnes ta od wyroczni?
- Jestem chyba jedyną skrzydlatą uczennicą, myślę, że trudno mnie pomylić... -Powiedziałam nadal nie podnosząc wzroku.
- No nie wiem. Polemizowałbym usiadł obok mnie.
Spojrzałam na niego zdziwiona, nie odzywając się.
- Wiesz co? Jesteś intygująca.
- Dlaczego tak uważasz?
- Tak jakoś poprostu .
- Nie masz ochoty się przejść? -Spytałam i uśmiechnęłam się lekko.
- Spoko - powiedział - Z tak piękną panią jak ty zawsze
Szybko wstałam z podłogi i poczekałam, aż on się podniesie.
- Gdzie idziemy? -Zapytałam.
- A gdzie chcesz iść?
- Jak najdalej od tego pokoju.
- Dobrze więc prowadź.
Powoli poszłam w stronę ogrodu. Było to jedno z niewielu miejsc jakie znałam.
- Mogę cię o coś spytać? -Spojrzałam na niego poważnie.
- Okej - powiedział zmieszany
- Jak to wszystko wygląda na ziemi? Jak to jest kochać? To prawda, że można oddać za kogoś życie? -Zasypałam go pytaniami, chociaż raczej spodziewał się jednego...
- Szczerze. Nie wiem jak to jest kochać w sensie jako swoją drugą połówkę. Kocham moją przyjaciółkę i moją rodzinę. No tak jakby rodzinę. Oddałbym za nich wszystkich życie. Ale nie jestem typem osoby, która szuka miłości. Jak narazie jestem wolnym strzelcem. - puściłem do niej oczko - Wiesz o co mi chodzi?
- Rozumiem... -Opuściłam głowę i spojrzałam na swoje buty.
- Mam wrażenie, że przez miłość rodzi się większość problemów. Zazdrość i te sprawy. Mi to niepotrzebne. Nie potrzebuję się tak wcześnie zakochiwać. No bo po co? Całe życie przede mną.
- Zazdroszczę. -Powiedziałam cichutko.
- Dlaczego?
- Masz przed sobą całe życie... A ja tylko rok.
- Jak to?
- Nie zrozumiesz. Ja chyba faktycznie tylko się oszukuję... Ale ja nie chcę tam wracać. -Mówiłam ze łzami w oczach.
- Jak to gdzie? Spokojnie nie płacz - zacząłem głaskać ją po plecach
- Nie chcę wracać do piekła. -Wyszeptałam i rozpłakałam się.
- Ciii Nie płacz - powiedziałem - Nie ma po co. Nie szukaj miłości ona sama Cię znajdzie w najmniej oczekiwanym momencie
- Na mnie czeka tylko piekło. -Mówiłam cicho, nadal płacząc. Przykucnęłam na ziemi- Przepraszam... Ja po prostu się boję...
- Mówie Ci wszystko sie ułoży zawsze tak jest - powiedziałem patrząc jej w oczy
- Nie ułoży się. Tak jest może wśród ludzi, ale ja człowiekiem nie jestem. Ale boję się. Nie mogę tam wrócić. I nikt mi nie pomoże. Jestem całkiem sama...
- Skoro nie chcesz tam wrócić to tam nie wrócisz - powiedziałem szczerze - To że nie jesteś człowiekiem to nic nie znaczy
- Łatwo ci tak mówić...
- Nie przejmuj się tak wszystkim. Będzie jak ma być. Przeznaczenie dopadnie każdego.
- Łatwo powiedzieć komuś, komu nie grozi, że zostanie zabawką szatana. -Powiedziałam cicho i zaczęłam się oddalać dość szybkim krokiem. Nie poszedł za mną stał dalej w tym samym miejscu. Zaczął oddałać się w przeciwną stronę.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Pora na mentora

~Zoey~
Rozpoczęcie roku było dziwne. Jak dla mnie za dużo ludzi zbyt wiele historii. Dlatego starałam się nie nawiązywać kontaktu wzrokowego co było dość trudne. No bo w sumie ciężko jest omijać ludzi szerokim łukiem. Szczególnie, że większość z nas, nich nie wiem jak się wyrażać, ponieważ w sumie ja nic nie pamiętam więc skąd mam wiedzieć, że miałam ciężkie przeżycia. W sumie samo to musi w sobie być czymś ciężkim no bo nie wiem kim jestem, nie wiem kim jest moja rodzina ani w sumie nic. No dobra wiem jedno, że mam siostrę Caroline, która w sumie ma mnie nie powiem gdzie. Zero siostrzanych uczuć najlepiej radź sobie sam. Poszłam w stronę sekretariatu no bo niby czemu nie? Też chce znać odpowiedzi na parę pytań wystarczy jak spojrzę jej w oczy i pogrzebię trochę w myślach. Nie! nie mogę to złe wchodzić komuś do głowy. Coś takiego w ogóle nie powinno mieć miejsca. Ta szkoła nie powinna istnieć. Powinnam być zwykłym człowiekiem. To chore. Zapukałam do drzwi sekretariatu.
- Proszę - usłyszałam znów ten cichy piskliwy głosik.
Weszłam do środka i stanęłam niepewnie.
- Hej Zoey usiądź. Wybrałaś już swojego mentora?
- Nie- zmarszczyłam brwi
- Macie jeszcze tydzień na zgłoszenie - powiedziała, a ja w tym momencie spojrzałam jej w oczy i nic. Kompletna nicość. Pustka nic nie słyszę. Nie widzę całego życia. Tak jak powinno być. Przez chwilę miałam nadzieję, że moje moce po prostu odeszły jednak wiem, że trzeba zmierzyć się z brutalną rzeczywistością i prawdą.
- Tak wiem - odpowiedziałam - Nie chciałabyś zostać moją mentorką.
- Oczywiście Zoey jednak chyba nie po to tu przyszłaś?
- Nie - powiedziałam - Chciałam się dowiedzieć skąd to wszystko wiesz?
- Skąd co ty. - odpowiedziała z uśmiechem
- Naprawdę? - odpowiedziałam - Nauczysz mnie wszystkiego? Jak nad tym panować?
- Tak Zoey. Oczywiście. Po to tu jestem.
- Dziękuje - powiedziałam - Ale skoro potrafisz to co ja to znaczy, że nie powiesz mi niczego nowego. Ty nie wyczytasz nic ze mnie tak jak ja  z Caroline i z ciebie.
- Nie potrafisz wyczytać niczego z Caroline przez więzy krwi. Odczytujesz znaki te najłatwiejsze, a upraszcza ci to wszystko to, że nic nie pamiętacie. Jednak głębiej nigdy nie uda ci się zajrzeć. We mnie Ci się nie udaje gdyż jestem na dużo bardziej zaawansowanym etapie - puściła do mnie oczko
- Ja chyba już pójdę - powiedziałam szczęśliwa, że jest nadzieja na odzyskanie pamięci. Wyszłam z sekretariatu i skierowałam się w stronę biblioteki.  Znała moje imię wtedy kiedy ja go nie poznawałam. To wszystko jest dziwne. Ja patrząc na osobę nie potrafię stwierdzić jak się nazywa. Nagle moje przemyślenia przerwało to, że upadłam na ziemię.
- Cholera. - powiedziałam łapiąc się za głowę
- Czy MyLady mi wybaczy? - zapytał Adrian podając mi rękę
- Tak. Spoko - podniosłam się
- Wracając damie nie przystoi wypowiadać tak wulgarnych słów jak cholera. Widać, że uderzyłaś się w główkę Zo.
- Nie mów do mnie jak do małego dziecka ! A w dodatku nie jestem żadną damą. - powiedziałam zirytowana. Lubiłam Adriana mimo, że był strasznie irytujący i denerwujący. Potrafił każdemu poprawić humor. Ale lubiłam go tylko jak przyjaciela zresztą on mnie też. Zaczynało mnie wkurzać to, że żaden chłopak nie zaimponował mi jeszcze w inny sposób no ale cóż życie.
- Dobsie Zo. Adlianek nie bedzie mówil jak do dzieciaćka.
- Adrian!
- Dobra już dobra. Nie widziałaś może Sydney? Mam wrażenie, że mnie unika.
- Sydney dużo ostatnio przeszła. - mówię uważam jednak, że nie powinnam nikomu mówić o tym co się z nią dzieje. sama to zrobi - Chyba poszła do pokoju z Johnem.
- Ooo braciszek! Jak słodko. Rzygam Tęczą. Jak już rozmawiamy o rodzinie co tam u Caro? Nadal nie odkleja się od Billa?
- Tak - powiedziałam.
- Soczku? - zapytał Adrian - Ostatnia szansa, bo idę.
- Nie dzięki. Co ty masz z tym soczkiem?
- Taki fetysz. No co nie lubisz seksu z soczkiem?
- Adrian!
- Co?
- Chyba pora na ciebie.
- Chyba na przygodę! Myślisz, że będzie lecieć dzisiaj.
- Pewnie tak. Pa - powiedziałam żegnając się z nim.
- Pa - powiedział i odszedł w swoją stronę, a ja poszłam do biblioteki.]
...............
Sydney John! Szykujcie się Adrianek nadchodzi !

Powrót do życia

~Sydney~

Przez ostatnie dni byłam nieobecna dla wszystkich. Dla Caro, której chyba to nie przeszkadzało sądząc po tym jak latała za Billem. Dla Adriana, z którym nie miałam siły dyskutować. Dla Zoey, na której pytania nie miałam siły odpowiadać i dla Johna. W sumie nie wiem dlaczego ich wszystkich unikam. Tak jakoś wyszło.
Chyba jestem zmęczona ostatnimi wydarzeniami. Weszłam oknem do pokoju z mojej dachowej kryjówki i zaczęłam przebierać się w jakiś odpowiedni strój na rozpoczęcie roku w tej pogmatwanej szkole. Kolejny minus siedzenia na dachu i rysowania całymi dniami skąd mam wiedzieć w co się ubrać? Przecież z nikim nie rozmawiałam na ten temat. Do stołówki się przemykałam mając nadzieję, że nikt mnie nie spotka. Spać kładłam się jak Caroline już spała i wstawałam wcześnie jak jeszcze spała i wychodziłam na dach.  Założyłam więc sukienkę no bo co w końcu miałam zrobić? To chyba będzie najodpowiedniejsze. Sukienka zawsze jest dobra. Na pogrzeb, na ślub, na impreze więc dlaczego nie na rozpoczęcie roku. Założyłam baleriny i rozpuściłam kucyka, a moje włosy opadły mi na ramiona. Ehh.. spojrzałam się w lusterko i co ja mam im powiedzieć? Będą źli? Pewnie tak. Przynajmniej jednej sprawy nie zawaliłam. Wybrałam sobie mentorkę, którą jest Eva. To moja ciocia i wie wszystko może mnie czegoś nauczy? Wyszłam z pokoju idąc do Głównej Sali, w której miało się odbyć rozpoczęcie. Kiedy byłam na miejscu szukałam wzrokiem moich przyjaciół. Zauważyłam Caro, która siedziała koło Billa, Adriana gdzieś niedaleko nich koło Zoey  i Johna. Obok niego było puste miejsce, które miałam bynajmniej nadzieje, że czeka dla mnie. Głupio byłoby więc tam nie usiąść. Więc tak zrobiłam.
- Hej - spojrzałam Johnowi w oczy nie wiedząc czego mam się spodziewać.
Spojrzał na mnie i od razu się uśmiechnął.
- Gdzie się podziewałaś księżniczko? Martwiłem się. -Powiedział spokojnie.
- No wiesz po pierwsze nie mów na mnie księżniczko, a po drugie to sobie rysowałam. -odpowiedziałam mu tylko jak skończył mówić.
- Aha... -Posmutniał i odwrócił się.
- Przepraszam - odwróciłam wzrok
- Przecież ja się nie gniewam. Po prostu martwię się o ciebie...
- Ale dlaczego? - zmarszczylam brwi
- Bo ciągle cię nie ma. Z nikim nie rozmawiasz.
- Ja poprostu oddaje się sztuce - wydełam wargi i się uśmiechnęłam
- Tęsknię za tobą... -Powiedział cicho.
- Przecież nie umarłam - powiedziałam i wtedy pojawiła się przed nami Gretchen i zaczęła prowadzić rozpoczęcie roku, które było jak każde inne tylko zabroniła nam wielu rzeczy takich jak niszczenie mienia szkoły, spóźnianie się na zajęcia i spanie w nie swoich pokojach. Groziło to karą odpracowywania godzin na rzecz szkoły, a większe przewinienia wyrzuceniem. Po zakończeniu miałam nadzieję, że uda mi się wrócić niezauważona do siebie nie moglam znieść tego smutneego wzroku Johna. Jakby mnie obwiniał o coś. Kiedy okazało się, że to już koniec ruszyłam przed siebie chociaż wiedziałam, że nie uda mi się znów iść i rysować w samotności miałam taką nadzieję.
Wtedy poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam się i zobaczyłam Johna. Powoli szedł za mną, ale kiedy się zatrzymałam on również się zatrzymał i opuścił wzrok.
- Nie ważne gdzie pójdę i tak pójdziesz za mną prawda?
- Mam zawrócić? Dać ci spokój? Tego chcesz?
- Tak - odpowiedziałam stanowczo - Nie. Nie wiem. Ja już sama nie wiem czego chce- potrząsnęłam głową.
- Jeśli tego chcesz, to zawrócę. Ale tęsknię za tobą strasznie. Brakuje mi ciebie... Jeśli kiedyś zatęsknisz za mną, to będę czekał.
Złapałam go za rękę i pociągnęłam za sobą do mojego pokoju. Zdjęłam baletki i założyłam trampki. Wzięłam szkicownik i weszłam na dach. Podałam mu go w środku było pełno rysunków Łowców, strzał, wężów wszystkiego co się z nimi wiązało. Nieprzytomnej Zoey. Bałam się, a po policzkach zaczęły mi cieknąć łzy.
Bez słowa przytulił mnie i przeglądał rysunki.
- Już dobrze. Jesteś już bezpieczna. -Powiedział cicho.
Wtuliłam się w niego mocniej ale to nie zmieniło faktu, że nadal się bałam. Jednak czułam się bezpieczniejsza w jego objęciach.
- Przepraszam, że wtedy przyszliśmy po ciebie tak późno. Przepraszam. -Szeptał. Był smutny. Obwiniał się.
- To nie twoja wina - powiedziałam całując go lekko i spowrotem wtulając się.
- Nigdy więcej do czegoś takiego nie dopuszczę. Będę cię bronił. Obiecuję...
Uśmiechnęłam się lekko.
- Trzeba wrócić na ziemię - powiedziałam i wróciłam do pokoju
John zaraz znalazł się u mego boku.
- Kocham cię... -Powiedział, ledwo słyszalnym głosem.
- Też cię kocham - powiedziałam znów go całując po chwili puściłam go i przebrałam się z sukienki z powrotem w krótkie spodenki i w koszulkę.
John patrzył się na mnie z głupkowatym uśmieszkiem.
- Co? - zapytałam uśmiechając się do niego - Coś nie tak?
- Nie, nie. Wszystko ok.
- Okej - powiedziałam ze zdziwionym wyrazem twarzy
- Idziemy się gdzieś przejść śliczna? -Spytał.
- Nie mam ochoty- powiedziałam. Nadal chciałam jak najbardziej unikać ludzi.
- To na co masz ochotę? Spełnię twoje każde życzenie. -Uśmiechnął się do mnie.
- Nie wiem. Na nic nie mam ochoty. - powiedziałam. - Myślę, że będzie lepiej jak już pójdziesz.
- Jak sobie życzysz. -Powiedział smutno. Powoli skierował się do drzwi.- Jak zmienisz zdanie, to wiesz gdzie mnie szukać.

środa, 13 sierpnia 2014

Szkoła...

~Leaf~
Dyrektorka powiedziała, że można się rozejść. Wszyscy zaczęli powoli wracać do swoich zajęć. Spojrzałam smutno przed siebie. U nas, w lesie, nie istniało coś takiego jak szkoła. Owszem wszyscy uczyliśmy się podstaw, ale czułam, że nie poradzę sobie z normalnym tokiem nauczania. Dotarło to do mnie dopiero teraz, gdy rozpoczął się rok szkolny. Wbiłam smutny wzrok w ziemię. Nawet nie zauważyłam, kiedy ktoś usiadł obok mnie.
-wszytko Okey ?
- Tak. -Skłamałam i uśmiechnęłam się sztucznie.
-przeciez widze że nie -poglaskał mnie po policzku i popatrzył mi w oczy
- Boję cię. -Powiedziałam cichutko.
-ej już spokojnie - przytulił mnie