~Anges~
Siedziałam w pokoju wpatrując się w obrazek. Nagle poczułam coś dziwnego. No to chyba jakieś żarty... Ciekawe kto śmie mnie nachodzić na ziemi...
Po chwili koło mojego łóżka pojawiła się dziewczyna o kruczoczarnych włosach i delikatnie świecących, zielonych oczach.
- Czego chcesz? -Zapytałam od razu.
- Oj no wiesz? Tak nieładnie się do mnie odnosić? Przyszłam sprawdzić jak sobie radzisz.
- Jak widzisz świetnie. Jest wprost zajebiście.
- No właśnie widzę, że sama siedzisz. Co się stało, jednak nie tak łatwo?
- Dam sobie radę, nie martw się.
- Oczywiście. Ale spokojnie, wszystko już naszykowane. I tak wszyscy wiemy, że ci się nie uda. Za dokładnie 10 miesięcy staniesz się własnością samego Lucyfera. No proszę cię, przed czym ty uciekasz? Będziesz miała zapewnione piękne życie. Dziewczynko, dobrze ci radzę, zastanów się. Przecież możesz teraz wrócić ze mną.
- Nie, nie zamierzam z tobą wracać. I wypier***** z mojego pokoju jeśli ci życie miłe!
- Ojej, przyszła królowa piekieł się denerwuje. -Zaśmiała się.
- Nie będę żadną królową piekieł, jeśli chcesz, to weź sobie to stanowisko. Mam swoją szansę i zamierzam ją wykorzystać. Znajdę swoją miłość. Nie zamierzam tam wracać. Za gorąco tam.
- Śmieszna jesteś. -Powiedziała i po chwili zniknęła w kłębach dymu.
Wyszłam z pokoju, ponieważ było to jedyne miejsce, w którym ktokolwiek z piekieł mógłby mnie szukać. Nie poszłam daleko, jedynie oparłam się o drzwi, po ich zewnętrznej stronie i powoli osunęłam się na ziemie.
Było mi słabo i chciało mi się płakać. Nie mogę tam wrócić... Nie mogę. Oparłam głowę o kolana i zaczęłam cicho nucić, żeby się uspokoić.
Nagle podszedł do mnie jakiś chłopak.
- Ej co ci jest? - zapytał
- Miałam nieprzyjemną wizytę... -Powiedziałam cicho.
- Rozumiem. Ty jesteś Agnes ta od wyroczni?
- Jestem chyba jedyną skrzydlatą uczennicą, myślę, że trudno mnie pomylić... -Powiedziałam nadal nie podnosząc wzroku.
- No nie wiem. Polemizowałbym usiadł obok mnie.
Spojrzałam na niego zdziwiona, nie odzywając się.
- Wiesz co? Jesteś intygująca.
- Dlaczego tak uważasz?
- Tak jakoś poprostu .
- Nie masz ochoty się przejść? -Spytałam i uśmiechnęłam się lekko.
- Spoko - powiedział - Z tak piękną panią jak ty zawsze
Szybko wstałam z podłogi i poczekałam, aż on się podniesie.
- Gdzie idziemy? -Zapytałam.
- A gdzie chcesz iść?
- Jak najdalej od tego pokoju.
- Dobrze więc prowadź.
Powoli poszłam w stronę ogrodu. Było to jedno z niewielu miejsc jakie znałam.
- Mogę cię o coś spytać? -Spojrzałam na niego poważnie.
- Okej - powiedział zmieszany
- Jak to wszystko wygląda na ziemi? Jak to jest kochać? To prawda, że można oddać za kogoś życie? -Zasypałam go pytaniami, chociaż raczej spodziewał się jednego...
- Szczerze. Nie wiem jak to jest kochać w sensie jako swoją drugą połówkę. Kocham moją przyjaciółkę i moją rodzinę. No tak jakby rodzinę. Oddałbym za nich wszystkich życie. Ale nie jestem typem osoby, która szuka miłości. Jak narazie jestem wolnym strzelcem. - puściłem do niej oczko - Wiesz o co mi chodzi?
- Rozumiem... -Opuściłam głowę i spojrzałam na swoje buty.
- Mam wrażenie, że przez miłość rodzi się większość problemów. Zazdrość i te sprawy. Mi to niepotrzebne. Nie potrzebuję się tak wcześnie zakochiwać. No bo po co? Całe życie przede mną.
- Zazdroszczę. -Powiedziałam cichutko.
- Dlaczego?
- Masz przed sobą całe życie... A ja tylko rok.
- Jak to?
- Nie zrozumiesz. Ja chyba faktycznie tylko się oszukuję... Ale ja nie chcę tam wracać. -Mówiłam ze łzami w oczach.
- Jak to gdzie? Spokojnie nie płacz - zacząłem głaskać ją po plecach
- Nie chcę wracać do piekła. -Wyszeptałam i rozpłakałam się.
- Ciii Nie płacz - powiedziałem - Nie ma po co. Nie szukaj miłości ona sama Cię znajdzie w najmniej oczekiwanym momencie
- Na mnie czeka tylko piekło. -Mówiłam cicho, nadal płacząc. Przykucnęłam na ziemi- Przepraszam... Ja po prostu się boję...
- Mówie Ci wszystko sie ułoży zawsze tak jest - powiedziałem patrząc jej w oczy
- Nie ułoży się. Tak jest może wśród ludzi, ale ja człowiekiem nie jestem. Ale boję się. Nie mogę tam wrócić. I nikt mi nie pomoże. Jestem całkiem sama...
- Skoro nie chcesz tam wrócić to tam nie wrócisz - powiedziałem szczerze - To że nie jesteś człowiekiem to nic nie znaczy
- Łatwo ci tak mówić...
- Nie przejmuj się tak wszystkim. Będzie jak ma być. Przeznaczenie dopadnie każdego.
- Łatwo powiedzieć komuś, komu nie grozi, że zostanie zabawką szatana. -Powiedziałam cicho i zaczęłam się oddalać dość szybkim krokiem. Nie poszedł za mną stał dalej w tym samym miejscu. Zaczął oddałać się w przeciwną stronę.